[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Punkt, w którym usadowiono strażnika, górował nad podejściem do przełęczy znajdującym się między owymi niebotycznymi, ośnieżonymi szczytami.Weszli już tak wysoko, a ciągle jeszcze byli u podnóża tych gór.Postać nie patrzyła wprost przed siebie, jak można by oczekiwać od strażnika, lecz nieco w prawo.Richard pomyślał, że to trochę dziwne.Zastanawiał się, czy miało to oznaczać, że strażnik ma baczenie na wszystko, na każde ewentualne zagrożenie.Stojąc dokładnie przed posągiem, przed statuetką będącą znakiem ostrzegawczym, spojrzał w prawo – tam gdzie patrzył strażnik.Widział biegnącą pośród gór przełęcz.Dalej ciągnące się ku zachodowi niezmierzone lasy, a za nimi – niskie, jałowe góry, które pokonali.I wyrwę w tych górach.Wyrzeźbiony strażnik bacznie patrzył tam, gdzie teraz patrzył i Richard.– Drogie duchy – wyszeptał chłopak.– Co się stało? – spytała Kahlan.– Co zobaczyłeś?– Filary Świata.ROZDZIAŁ 35Stojąca obok Richarda Kahlan spojrzała w dal, mrużąc oczy.Z tego miejsca u podstawy posągu mieli widok na wszystkie trasy od zachodu.Miała wrażenie, że widzi ogromną połać ziemi.Jednak nie potrafiła wypatrzyć tego, co widział Richard.– Nie mogę dostrzec Filarów Świata.Nachylił się ku niej, wskazał punkt, w który patrzył.– O, tam.To ciemniejsze obniżenie na rozległym płaskim terenie.Richard miał bystrzejszy wzrok i lepiej niż ona widział to, co było w oddali.Dla Kahlan to wszystko było zamglone.– Punkty orientacyjne wskażą ci, gdzie to jest.O, ten – wskazał w prawo, a potem nieco w lewo – i ten.Te odległe, ciemniejsze góry, trochę wyższe od innych, mają charakterystyczny kształt.To dobre punkty orientacyjne.Dzięki nim znajdziesz to, czego szukasz.– Jak już mi je pokazałeś, to widzę okolice, z których tu przybyliśmy.Rozpoznaję te góry.Zadziwiające, jak wysoko się teraz znajdowali.Dopiero z tego punktu dawało się to ocenić.Kahlan widziała rozpościerające się daleko w dole, za łańcuchem nagich gór, jałowe pustkowia i chociaż nie dostrzegała szczegółów, udało się jej zauważyć ciemniejsze zagłębienie w dolinie będące owym straszliwym miejscem.Wiedziała, że ta ciemniejsza plama to Filary Świata.– Owenie – zapytał Richard – jak daleko jest z tej przełęczy do twoich ludzi, tych, z którymi ukrywałeś się na wzgórzach?Owen był wyraźnie zbity z tropu.– Ależ, lordzie Rahlu, nigdy nie byłem w tej części przełęczy.Nigdy nie widziałem tego posągu.Nawet nie byłem w pobliżu.Nie umiałbym tego określić, to zupełnie niemożliwe.– Wcale nie – stwierdził Richard.– Jeżeli znasz swoje rodzinne strony, powinieneś rozpoznać wskazujące ich położenie punkty orientacyjne.Dokładnie tak jak ja, patrząc ku zachodowi, rozpoznałem trasę, którą się tutaj dostaliśmy.Przyjrzyj się górom po drugiej stronie przełęczy i zastanów, czy coś poznajesz.Owen, z niedowierzającą miną, obszedł posąg i spojrzał ku wschodowi.Przez jakiś czas stał na wietrze i wpatrywał się w dal.Wskazał odległą górę za przełęczą.– Chyba znam to miejsce.– W jego głosie zabrzmiało zdziwienie.– Rozpoznaję kształt tej góry.Stąd wygląda trochę inaczej, ale uważam, że to znana mi okolica.– Osłonił oczy od wiatru, patrzył ku wschodowi.Znów na coś wskazał.– I to! To miejsce też znam! – Pospieszył ku Richardowi.– Miałeś rację, lordzie Rahlu.Rozpoznaję znajome miejsca.– Znów zapatrzył się w dal i wyszeptał do siebie: – Mogę rozpoznać rodzinne strony, chociaż nigdy tu nie byłem.Wystarczy, że widzę znajome miejsca.Kahlan jeszcze nigdy nie widziała, żeby tak zwyczajna rzecz kogoś aż tak zdumiała.– No to – ponaglił go w końcu Richard – jak daleko jest stąd do twoich ludzi?Owen obejrzał się przez ramię.– Tamtą kotliną, potem obok stoku wcinającego się z prawej.– Ponownie spojrzał na Richarda.– Kryliśmy się na terenach w pobliżu niegdysiejszej granicy chroniącej nasze imperium.Tam gdzie nikt się nie zapuszcza, bo grasuje tam śmierć: w pobliżu przełęczy.Chyba o jakiś dzień marszu stąd.– Nagle się zawahał.– Ale może źle robię, ufając temu, co widzą moje oczy.Może po prostu widzę to, co mi podsuwa umysł.Może to nie jest realne.Richard skrzyżował ramiona, oparł się o granitową podstawę posągu i zapatrzył ku Filarom Śmierci, ignorując powątpiewania Owena.Kahlan wiedziała, że rozważa wszelkie możliwości.Stała obok niego i właśnie też miała się oprzeć o kamienną podstawę posągu, ale najpierw postanowiła omieść śnieg w pobliżu znaku ostrzegawczego.Zgarnęła trochę śniegu i zobaczyła, że na ozdobnej listwie wyryte są jakieś słowa.– Richardzie.spójrz na to.Odwrócił się ku niej i zaczął pospiesznie zgarniać resztę śniegu.Pozostali stłoczyli się wokół, usiłując dojrzeć, jaki napis wyryto w kamieniu.Cara, stojąca po drugiej stronie Richarda, przesunęła dłonią po listwie, oczyszczając ją ze śniegu.Kahlan nie potrafiła tego odczytać.Nie znała tego języka, lecz zdawało się jej, że widziała już napisy w nim.– Górnod’harański? – spytała Mord-Sith.Richard przytaknął, wpatrując się w napis.– To musi być bardzo stary dialekt – rzekł na poły do siebie, wpatrując się w słowa i próbując je zrozumieć.– I to nie tylko jakiś dawny dialekt, ale taki, którego nie znam.Może dlatego, że posługiwano się nim w tak odległej krainie.– A co tu jest napisane? – dopytywała się Jennsen, wyglądając spomiędzy niego i Kahlan.– Potrafisz to przetłumaczyć?– Trudno sobie z tym poradzić – mruknął Richard.Jedną dłonią odgarnął w tył włosy, drugą lekko dotykał liter.W końcu się wyprostował i spojrzał na Owena.Bandakarczyk stał z boku i się przypatrywał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]