[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Travis nigdy by nie uwierzył, że dwa łyki tłustej galarety mogą tak bardzo osłabić człowieka.Wycieńczony, powlókł się z powrotem do mesy i opadł bezwładnie na fotel.Bardziej niż czegokolwiek innego pragnął teraz napić się wody, oczyścić zły smak w ustach, ugasić ogień w gardle.Nie śmiał jednak wziąć żadnej z manierek, zdając sobie sprawę, jak niewiele zostało drogocennego płynu.Przez chwilę pochylał się nad stołem, zadowolony, że ból minął.Przyciągnął do siebie puszkę z galaretą.To musiała być trucizna.Spróbował pożywienia z zaledwie dwóch pojemników - zawartość ilu jeszcze okaże się niezdatna do jedzenia?Zostało im tylko pięć kapsułek z koncentratem.Jeżeli mają przetrwać tę podróż, muszą skorzystać z zapasów obcych.Nie mógł opanować drżenia rąk, kiedy otwierał wieczko kwadratowego pudełka.Może postępował zbyt pochopnie, biorąc kolejną próbkę niedługo po fatalnym efekcie zjedzenia poprzedniej.Wiedział jednak, że jeśli nie zrobi tego teraz i tutaj, później nie zdoła się zmusić do trzeciej próby.Wieczko w końcu ustąpiło, odsłaniając suche, czerwone kwadraty.W dotyku przypominały chleb, czy raczej twardszy od chleba biszkopt.Podniósł puszkę i powąchał zawartość.Woń wydała mu się znajoma.Kwadraciki, cienkie i chrupkie jak tortiiie, miały podobny do nich aromat.Wzbudzały przyjemne wspomnienia, więc Travis zatopił w jednym zęby z nieoczekiwaną ochotą.“Ciastko" przełamało się niczym chleb kukurydziany i mimo niezwykłego koloru również w smalcu go przypominało.Travis dokładnie przeżuł kawałek ciastka i połknął.Było suche, ale wyeliminowało palenie w gardle pozostawione przez galaretę.Tak mu zasmakowało, że ugryzł jeszcze kilka razy.Szybko skończył pierwsze, a potem drugie ciastko.W końcu, trzymając pudełko w jednej ręce, opadł głębiej w fotelu i zamknął oczy.Wyczerpane ciało domagało się odpoczynku.Jechał wierzchem.Widział wjazd do kanionu Czerwonego Konia i czuł w powietrzu zapach jałowca.Niedaleko poderwał się jakiś ptak.Orzeł! Wznosił się wysoko ku bezchmurnemu niebu.Nagle błękitne dotąd niebo pokryło się czernią, bynajmniej nie zrodzoną z nocy.Ta czerń zaraziła wszystkie gwiazdy, które powiększały się w szybkim tempie.Ciągnęło go w górę do ciemności, w której były już tylko małe świecące punkciki.Uniósł ciężkie powieki, spojrzał niepewnie na błękitną postać, na chudą, pociągłą twarz o lekko zapadniętych policzkach i ciemnych smugach pod zimnymi, szarymi oczami.- Ross! - Podniósł głowę, krzywiąc się pod wpływem bolesnego kłucia w plecach.Murdock usiadł po przeciwnej stronie stołu, wciąż przenosząc wzrok z Travisa na pojemniki z żywnością.- Zrobiłeś to! - W jego tonie znać było oskarżenie, nawet nutę wściekłości.- Sam powiedziałeś, że to robota dla najbardziej bezużytecznego.- Zgrywasz bohatera! - Teraz oskarżenie było jawne i palące.- Kiepski ze mnie bohater.- Travis oparł brodę o pięść i spojrzał na ustawione przed sobą pojemniki.- Na razie spróbowałem z trzech - dokładnie trzech.Ross opuścił powieki.Odzyskał kontrolę nad sobą, chociaż Travis nie wątpił, że gniew wciąż go trawi.- Jakie rezultaty?- Numer jeden - Travis wskazał odpowiednią puszkę - to coś w rodzaju bigosu, za słodkie, ale można strawić.To numer dwa.- Poklepał puszkę z brązową galaretką.- Rzekłbym, że służyła jedynie do pozbywania się wilków.To - ujął w dłonie pudełko z czerwonymi ciastkami -jest naprawdę dobre.- Jak długo się z tym zabawiasz?- Podczas ostatniego okresu snu spróbowałem tych dwóch.- Trucizna, co? - Ross podniósł puszkę z galaretą.- Jeśli nawet nie trucizna, nieźle ją udaje - odparował Travis, dotknięty sceptycyzmem towarzysza.Murdock odstawił puszkę.- Więc jednak trucizna - mruknął.- A ten mały numer jeden?Wstał i podszedł do szafki, z której wyjął płytki, okrągły pojemnik.Mieli problemy z jego otworzeniem, a gdy w końcu im się udało, ujrzeli małe kuleczki w żółtym sosie.- Wiesz, to może być zwyczajna fasola - zauważył Ross.- Jeszcze nie widziałem żadnego statku, w którego menu nie pojawiłby się jakiś rodzaj fasoli.Zobaczmy, czy tak smakuje.- Włożył do ust jedno ziarno i żuł w zadumie.- Fasola raczej nie.Powiedziałbym, że smakuje raczej jak kapusta, lekko przyprawiona na ostro.Ale niezłe, całkiem niezłe!Travis złapał się na tym, że w głębi duszy chce, aby kapusto - fasola dopiekła Rossowi, oczywiście nie przynosząc tak przykrych skutków jak galaretka.Tego nie życzyłby nikomu! Ale gdyby Murdock uświadomił sobie, że testowanie żywności nie należy do łatwych zadań.- Czekasz, aż zacznie mi flaki wyżerać? - Ross wyszczerzył zęby w uśmiechu.Travis zaczerwienił się lekko, gdy zdał sobie sprawę, że spojrzeniem zdradził swoje myśli.Przesunął chrupki chleb, wstał i sięgnął po wysoki cylinder, w którym coś zachlupotało zachęcająco, kiedy dobrał się do przykrywki.- Nieszczęścia chodzą parami - kontynuował Ross.- Jak to pachnie?Odkrycie chleba dodało Travisowi animuszu.Powąchał z nadzieją, ale szybko odsunął od nosa pojemnik o stożkowatym otworku, gdyż zaczęła się z niego wylewać biała piana.- Może trafiło ci się mydło w płynie - skomentował Ross.- Poliż to, masz tylko jeden żołądek do stracenia w służbie dla kraju.Travis polizał, spodziewając się czegoś niezjadliwego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]