[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może - przerwała mu Savil.- W porządku, może rozerwała w nim kanały, ale fa­ktem jest, że od tamtej pory zdwoiła się jego wrażliwość na to zaklęcie.Najprawdopodobniej będzie odczuwał każde wykorzystanie tego zaklęcia w promieniu kilku kilometrów, a przechodzenie przez samą Bramę może się skończyć ata­kiem.Dlatego.-.uśpiłeś go lekami.Nie mam nic przeciwko temu.Co prawda jest to trochę niewygodne, ale do takich przy­padków przystosowane są siodła naszych Towarzyszy.Ruszyli przez Łąkę Towarzyszy, przysypaną pierwszym śniegiem.Z każdym krokiem Savil powtarzała sobie ćwi­czenie uspokajające, wiedząc, że za wszelką cenę musi osiągnąć bezwzględny spokój ducha.Zaklęcie Bramy bę­dzie wymagało od niej wykorzystania wszystkich sił, zwła­szcza, że będą musieli przenieść się na ogromną odle­głość.Dlatego też wcześniej przekazała wszystkie swoje spra­wy w ręce innych, a sama skupiła się na zaklęciu.Mardik i Donni zapakowali jej rzeczy, a Lissa zajęła się bagażem Vanyela i nim samym, gdy tylko Andrel zaaplikował mu lekarstwo.Wszyscy czekali teraz w Leśnej Świątyni.- A więc, dlaczego nie lubisz Bramy? - zapytał An­drel.Pole wokół nich mieniło się tysiącem błysków w świet­le słońca.- Ponieważ kiedy wreszcie przez nią przejdę, stanę się zupełnie bezużyteczna - odparła sucho.- Pozostanie mi tylko liczyć na to, że Talizman pomoże mi dotrzeć do Gwiezdnego Wichru, bo inaczej staniemy się z Vanyelem zupełnie bezbronni.- Dlaczego nie postąpisz podobnie jak Tylendel i nie wykorzystasz energii innej osoby?- Bo sama nie wiem, co on właściwie zrobił - rzekła po długiej chwili milczenia, przerywanej tylko skrzypieniem śniegu pod ich stopami.- Nikt tego nie wie.Może dlatego energia, zamiast rozproszyć się w ziemi, uderzyła z powro­tem w Vanyela.Ja nie mam zamiaru ryzykować narażania na coś podobnego żadnej żywej istoty.Vanyelowi udało się przeżyć, ale kto inny mógłby umrzeć.Poza tym jest bardzo prawdopodobne, iż taką operację może przeprowadzić tylko para połączona więzami życia.Dlatego - wzruszyła ra­mionami - użyjemy tradycyjnej metody, a ja padnę na nos po drugiej stronie Bramy.Zagłębili się w lasek.Bezlistne korony drzew nad ich głowami tworzyły coś na kształt misternej koronki.Panował tu zawsze niezmącony spokój, bez względu na porę roku, co stanowiło jeden z powodów, dla których Savil wybrała na wzniesienie Bramy właśnie ten zakątek.Ponadto lasek był najbezpieczniejszym miejscem, ponieważ odwiedzają je jedynie heroldowie, co eliminuje niebezpieczeństwo, że ktoś przypadkowy mógłby nagle znaleźć się w polu działania zaklęcia.Grupka oczekująca przy świątyni nie była zbyt liczna.Stali tam Jaysen, Donni i Mardik oraz Lissa, a z daleka wydawało się, że ich sylwetki są tylko figurami usypanymi z tego samego świeżego śniegu, który pokrywał ziemię.Ze względu na to, że Towarzysze omijali zwykle lasek i przy­chodzili tutaj tylko wtedy, gdy zmarł jakiś herold, żadna z osób odprowadzających dziś Savil i Vanyela nie przypro­wadziła swego konia.Były z nimi tylko Kellan i Yfandes, na której grzbiecie siedział już Vanyel.Był otulony w naj­cieplejszy płaszcz, jaki Savil udało się zdobyć, i przywią­zany do swego siodła tak, aby nie groził mu upadek, nawet jeśli Yfandes będzie musiała stanąć do walki albo pełnym galopem rzucić się do ucieczki.Odejdźcie złe moce - pomyślała Savil, poddając się swej skłonności do wiary w przesądy.Oby nie wydarzyło się nic, co zmusiłoby nas do walki albo ucieczki.I tak prze­śladuje nas pech.Savil podeszła najpierw do Vanyela.Rzeczywiście Lissa i inni dołożyli wszelkich starań, by Vanyel siedział pewnie na Yfandes.Ręce chłopca uwiązali luźno do przedniego łę­ku.Pasy, na których zazwyczaj wiszą strzemiona, owinęli wokół jego łydek i także przymocowali, unieruchamiając w ten sposób nogi chłopca.Same strzemiona zaś najwyraź­niej powędrowały do któregoś z tłumoków przytroczonych za siodłem.W pasie umocowali Vanyela na dwa sposoby: przywiązując jednym paskiem do przedniego łęku, a dru­gim, przeciągniętym przez specjalnie do tego celu przysto­sowane uchwyty, do tylnego łęku siodła.Do Savil dołączył Andrel i zajął się krótkim badaniem stanu chłopca.Ten nawet nie zareagował, gdy uzdrowiciel uniósł jego powiekę.Źrenice oczu Vanyela zwężyły się do malutkich punkcików.Potem na moment wzrok Andrela stracił nagle ostrość i zagłębił się we wnętrzu chłopca.Wre­szcie uzdrowiciel, najwyraźniej usatysfakcjonowany tym, co zobaczył, pokiwał głową.- Nic mu nie będzie, Savil.Ale później nie może już przyjmować żadnych lekarstw.Nawet mikstur tych twoich przyjaciół.Savil skinęła potakująco.- Oni nie przepadają za tego typu lekarstwami.Nie używają ich nawet w najcięższych przypadkach.Zbyt łatwo popaść w nałóg.- Ja też ich nie lubię, ale czasami zdarzają się sytuacje, kiedy nie ma wyboru.Nam się właśnie to przytrafiło.- Andrel pogładził rękę chłopca, a gdy pogrążył się w za­dumie, na kilka chwil jego zielone oczy pociemniały.- Bogowie, mam nadzieję, że nie mylisz się co do tych lu­dzi.Zmysły chłopca nie są jeszcze w pełni sprawne.Prawdę mówiąc, kanały przepływu energii wcale się nie zale­czyły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl