[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byÅ‚o to wcale straszne, czuÅ‚am siÄ™ tylko bardzo samotna.Co soÂbotÄ™ szÅ‚am taÅ„czyć.Przy tej okazji poznaÅ‚am Schulza, który jeszcze byÅ‚ ogniomistrzem.WyszÅ‚am za niego, bo to poprawiaÅ‚o mojÄ… sytuacjÄ™.- A ja - opowiadaÅ‚ Wedelmann - mieszkaÅ‚em z rodzicami.ZnaÅ‚em tylko dwa miejsca: nasz pokój jadalny, który byÅ‚ równoÂczeÅ›nie mojÄ… sypialniÄ…, i klasÄ™.MajÄ…c lat osiemnaÅ›cie zdaÅ‚em maturÄ™, potem poszedÅ‚em do wojska, ponieważ ojciec nie miaÅ‚ pieniÄ™dzy na moje studia.To wszystko.- No i teraz siedzimy razem.- Wypijmy za to.Nie odstawiÅ‚ pustego kieliszka, trzymaÅ‚ go w rÄ™ku i bawiÅ‚ siÄ™ nim.- Oboje - powiedziaÅ‚ - nie jesteÅ›my chyba zbyt szczęśliÂwi, co?- O czym pan mówi? - Lora Schulz siÄ™gnęła po butelkÄ™ i na nowo napeÅ‚niÅ‚a kieliszki.ZrobiÅ‚a to gorÄ…czkowo, rozlaÅ‚a koniak na obrus.- Nie myÅ›lmy o tym.Próbujmy zapomnieć.- Czy potrafi pani zapomnieć, że jestem podporucznikiem, i to w dodatku podporucznikiem w baterii, w której mąż pani jest szefem?- A ja jestem żonÄ… tego szefa.- Zgadza siÄ™, ja zaÅ› jestem jego przeÅ‚ożonym.- OczywiÅ›cie to nie wypada, żeby żona podwÅ‚adnego siedziaÂÅ‚a o północy z przeÅ‚ożonym swego męża, i w dodatku w mieszkaÂniu tego podwÅ‚adnego.O tym mam zapomnieć, prawda?- I nie może pani?- Czy nie czuje pan, że chcÄ™ tego?SpojrzaÅ‚a na niego z lÄ™kiem, a równoczeÅ›nie pożądliwie.- Niech siÄ™ pan zbliży, proszÄ™ usiąść przy mnie.A może boi siÄ™ pan?PotrzÄ…snÄ…Å‚ przeczÄ…co gÅ‚owÄ….PodniósÅ‚ siÄ™, obszedÅ‚ stół, który ich rozdzielaÅ‚, usiadÅ‚ obok niej.- Niech pan usiÄ…dzie bliżej - powiedziaÅ‚a gÅ‚osem zachrypniÄ™Âtym.- Jeszcze bliżej.Nie gryzÄ™.ZbliżyÅ‚ siÄ™.OtoczyÅ‚ jÄ… ramieniem, dotknÄ…Å‚ jej jÄ™drnego ciaÅ‚a.CzuÅ‚, że Lora drży.PrzytuliÅ‚a siÄ™ do niego bezbronnym gestem.Przymknęła oczy i odrzuciÅ‚a w tyÅ‚ gÅ‚owÄ™.PocaÅ‚owaÅ‚ jÄ….Wargi jej byÅ‚y nieprzystÄ™pne, poddawaÅ‚y siÄ™ opornie.LeżaÅ‚a w jego raÂmionach jak martwa.Szeroko otwartymi oczyma spoglÄ…daÅ‚ na Å›cianÄ™ pokrytÄ… zielonÄ… tapetÄ…, na wiszÄ…cÄ… na niej fotografiÄ™: ukaÂzywaÅ‚a starszego ogniomistrza Schulza z dumnÄ… i wÅ‚adczÄ… minÄ… siedzÄ…cego na motocyklu.Ramiona, w których trzymaÅ‚ LorÄ™, zdrÄ™twiaÅ‚y.PodniósÅ‚ siÄ™ z wolna i lekko odsunÄ…Å‚ jÄ… od siebie.- Napijemy siÄ™ - poÂwiedziaÅ‚.NapeÅ‚niÅ‚a posÅ‚usznie kieliszki.Nie podnoszÄ…c gÅ‚owy powiedziaÂÅ‚a: - Nie zawsze jestem taka.- I dodaÅ‚a ledwie dosÅ‚yszalnie: - Nigdy jeszcze czegoÅ› podobnego nie zrobiÅ‚am.- Potem uÅ›miechÂnęła siÄ™ nieÅ›miaÅ‚o i powiedziaÅ‚a: - Niestety!- WÅ‚aÅ›ciwie dlaczego nie? - zapytaÅ‚.- Przecież mężczyzn jest w koszarach dosyć.- Nie dla mnie - odparÅ‚a.- Prawdopodobnie nie nadajÄ™ siÄ™ do tego.Jestem inna, niż siÄ™ wydajÄ™.- WychyliÅ‚a kieliszek szeÂrokim gestem i dodaÅ‚a: - Po prostu bojÄ™ siÄ™.- MiaÅ‚a pani niedobre doÅ›wiadczenia?- WÅ‚aÅ›ciwie żadnych - odparÅ‚a.GÅ‚os jej byÅ‚ teraz nieco senÂny, wesoÅ‚ość ulotniÅ‚a siÄ™.Oczy miaÅ‚a prawie zamkniÄ™te.ZdawaÅ‚o siÄ™, że o czymÅ› marzy.UÅ›miechaÅ‚a siÄ™ przy tym.- BojÄ™ siÄ™ samej siebie - powiedziaÅ‚a - i mężczyzn.Nie wiele przeżyÅ‚am, to jednak, czego doÅ›wiadczyÅ‚am, odebraÅ‚o mi odwagÄ™.Pierwszym moim mężczyznÄ… byÅ‚ inspektor cmentarza.MusiaÅ‚am dla niego dużo pracować, bo byÅ‚ dobrym klientem.Nie dawaÅ‚ mi spokoju; wreszcie doszÅ‚o do tego w mojej izdebce w oficynie, na stosie wieÅ„ców.Zanim sobie uÅ›wiadomiÅ‚am, co siÄ™ staÅ‚o, byÅ‚o już po wszystkim.CzuÅ‚am siÄ™ zbrukana.Oto jedyne wspomnienie, które mi pozostaÅ‚o.NastÄ™pnym byÅ‚ pewien sprzeÂdawca; staÅ‚o siÄ™ to niemal w drzwiach, byÅ‚o mu jeszcze bardziej spieszno niż inspektorowi.Trzeci byÅ‚ mój mąż.- A jak z nim do tego doszÅ‚o?- MiaÅ‚am wrażenie, że mnie kupiÅ‚.ZdawaÅ‚o mi siÄ™, że jestem częściÄ… jego ekwipunku, czy pan to rozumie? CzymÅ›, co powinno być zawsze pod rÄ™kÄ…, ilekroć siÄ™ tego potrzebuje.Ale pan to zaÂpewne rozumie.Przecież jest pan żoÅ‚nierzem i mężczyznÄ…, tak jak mój mąż.Wedelmann usiÅ‚owaÅ‚ to wytÅ‚umaczyć.- Widzi pani - poÂwiedziaÅ‚ - mamy niecodzienny zawód i stÄ…d to wszystko pÅ‚ynie.Nie znamy tego, co inni nazywajÄ… życiem prywatnym.SÅ‚użba zawsze zajmuje pierwsze miejsce, zawsze.Tak to już zostaÅ‚o urzÄ…dzone i nie da siÄ™ tego zmienić.Nie ma takiej sytuacji, w któÂrej moglibyÅ›my o tym caÅ‚kowicie zapomnieć.- Chyba tak jest - powiedziaÅ‚a Lora zmÄ™czonym gÅ‚osem.- Tak jest i teraz, w tej chwili.A może nie?Wedelmann opróżniÅ‚ gwaÅ‚townym ruchem kieliszek.ZdjÄ…Å‚ mundur, rzuciÅ‚ go na krzesÅ‚o.- Pani chyba pozwoli - poÂwiedziaÅ‚.- Ależ tak - odrzekÅ‚a - bardzo proszÄ™.Mąż mój robi to zawsze.Uważam, że bez munduru jakoÅ› czÅ‚owiekowi wygodniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]