[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * *- Oj, a to niespodzianka - powiedział Melfi.- Ot, traf nad trafy! Ot, swojaka zdarzyło się napotkać! ZEllander znajomka! Druha! Co, Jarre?Jarre przełknął kęs twardego i ciągliwego kawała słoniny, którym poczęstowała go jego dziwna kompania,zagryzł pieczoną rzepą.Nie odpowiedział, kiwnął tylko głową w stronę całej otaczającej ognisko szóstki.- A dokąd to tobie droga Jarre?- Do Wyzimy?- Ha! Tam i nam do Wyzimy! Ot, traf nad trafy! Co, Milton? Pamiętasz Miltona, Jarre?Jarre nie pamiętał.Nie był pewien, czy w ogóle widział go kiedykolwiek na oczy.Mielfi też zresztą lekkoprzesadzał, zwąc go druhem.Był to syn bednarza z Ellander.Gdy razem uczęszczali do przyświątynnejinfimy, Melfi zwykł był regularnie i dotkliwie bijać Jarre i nazywać go poczętym w pokrzywach bękartembez ojca ni matki.Trwało to około roku, po którego upływie bednarz zabrał syna ze szkoły, potwierdziło siębowiem, że latorośl nadaje się wyłącznie do beczek.Tak to Melfi, miast w pocie czoła poznawać arkanaczytania i pisania, w pocie czoła strugał klepki w warsztacie ojca.A gdy Jarre ukończył naukę i zrekomendacji świątyni zastał pomocnikiem pisarza w sądzie grodzkim, bednarczyk - wzorem taty - kłaniałmu się po pas, dawał prezenty i deklarował przyjazń.- do Wyzimy idziem - kontynuował opowieść Melfi.- Do armii.Wszyscy my tu, jak mąż jeden, do wojskaOwi tu, uważasz, Milton i Ograbek, kmieccy synowie, z łanowej powinności wybrani, wiesz przecie.- Wiem - Jarre obrzucił spojrzeniem kmiecych synów, jasnowłosych, podobnych jak bracia, gryzących jakieśnierozpoznawalne opieczone w popiele pożywienie.- Jeden z dziesięciu łanów.Aanowy kontyngens.A ty,Melfi?- Ze mną - westchnął bernardczyk - to, uważasz, jest tak: za pierwszym razem, gdy cechy miały dać rekruta,to mię ojciec wybronili od ciągnięcia gałki.Ale przyszła bieda, trza było losować wtóry raz, bo tak miastouradziło.Wiesz przecie.- Wiem - przytaknął znowu Jarre.- Uzupełniające losowanie kontyngensu rada miasta Ellander ustanowiławilkierzem z dnia szesnastego stycznia.Było to konieczne w obliczu nilfgaardzkiego zagrożenia.- Posłuchaj ino, Szczupak, jak on gada - wtrącił się charkliwie krępy i ostrzyżony do skóry typ, ten zwanyOkultichem, który niedawno pierwszy okrzyknął go na moście.- Paniczyk! Mądrala jakiś!- Mądruś! - zawtórował przeciągle drugi, wielki parob z wiecznie przylepionym do krągłej gęby głupawymuśmiechem.- Mądraliński!- Zatknij się, Klaproth - zaseplenił wolno ten nazywany szczupakiem, najstarszy w kompanii, rosły, zobwisłym wąsem i podgolonym karkiem.- Skoro mądrala, godzi się posłuchać, gdy prawi.Spor z tego może93być.Nauka.A nauka nigdy nikomu nie zaszkodziła.No, prawie nigdy.I prawie nikomu.- Co prawda, to prawda - ogłosił Melfi.- On, Jarre znaczy, faktycznie niegłupi jest, czytaty jest i pisaty.Uczony! Onże przecie w Ellander za pisarczyka sądowego robi, a w chamie Melitele cały księgów zbiór wpieczy ma.- Cóż tedy, ciekawość - przerwał Szczupak, wpatrzony w Jarre przez dym i iskry - taki sądowo-świątynno-zasrany księgarz na gościńcu ku Wyzimie porabia?- Jak i wy - powiedział chłopiec - do wojska idę.- A czego to - oczy Szczupaka błyszczały, odbijały blask jak oczy prawdziwej ryby w świetle łuczywa nadziobie czółna - czego to sądowo-świątynny uczony we wojsku szukać myśli? Bo przecie nie w rekrutyidzie? Hę? Toć każdy głupi wie, że świątynie wyjęte są spod kontyngensu, nie mają musu rekruta dostarczać.A i to wie każdy głupi, że każdy jeden sąd swego pisarczyka od służby zdolen jest wybronić iwyreklamować.Jakże to więc jest, panie urzędnik?- Idę do wojska na ochotnika - oświadczył Jarre.- Zaciągam się sam, z własnej woli, nie z kontyngensu.Częściowo z pobudek osobistych, ale głównie z patriotycznego obowiązku.Kompania ryknęła gromkim, dudniącym, chóralnym śmiechem.- Baczcie, zuchy - przemówił wreszcie Szczupak - jakie to sprzeczności w człeku nieraz siedzą.Natury dwie.Ot, młodzik, zdać by się mogło, kształcony i bywały, do tego niezawodnie z przyrodzenia niegłupi.Wiedziećpowinien, co na wojnie się dzieje, znać, kto kogo bije i wnet całkiem pobije
[ Pobierz całość w formacie PDF ]